Jestę Bezglutenowcę
“A naleśniki?… Przecież ja uwielbiam naleśniki… i świąteczne ciasteczka Babci..” – wgapiona w ciszy w panią doktor zmęczona ciężkim letnim powietrzem przetwarzałam w głowie stado druzgoczących mój świat informacji. Moją miłość do naleśników z serem mogły przysłonić jedynie babcine ciasteczka. Teraz mam o tym wszystkim tak zupełnie zapomnieć. Zapomnieć o mojej ulubionej części świata.. Obym tylko nie musiała przez to wszystko zaraz użyć Ventolinu… Tylko spokojnie, oddychaj spokojnie… Pani doktor patrzyła na mnie bezsilnie.
Chwilę wcześniej ta dostojna starsza pani zdekodowała sprawnie wyniki moich testów alergicznych. Końcówka czarnego słupka obrazującego IgE panelu pokarmowego dla białek ziaren pszenicy, żyta i pochodnych znajdowała się w trzech czwartych szerokości wydruku. Jednocześnie słupek glutenowy nie pokazywał zbyt wielkiej aktywności.
Gluten nie jest jedynym białkiem znajdującym się w ziarnach. Na wszyskie ziarnowe proteiny składa się kilkaset tysięcy różnych białek. Które z nich również uczulają? Istnieje szansa, że nigdy się tego nie dowiemy.
— Pani doktor, czy ja dlatego tak często choruję?
— Możliwe.
— Czy to jest przyczyną mojej astmy?
— Możliwe.
— Czy dlatego czuję się ogólnie jak stary człowiek?
— Możliwe.
— Czy ja mogę to wyleczyć?
— Możliwe.
Nie miałam pretensji do pani doktor za tę ponadprzeciętną aktywność słowa “Możliwe” w jej wypowiedziach. Ilość wiarygodnych informacji dotyczących alergii pokarmowych była znikoma z uwagi na ich różnorodność w przebiegu. Zarówno specjaliści, jak i publikacje naukowe nie potrafiły odpowiedzieć na te podstawowe dla mnie pytania. Grzebałam, gdzie tylko się dało w celu odnalezienia tylko jednej małej kwestii – spójności informacji i rozwiązań – bezskutecznie.
Ok, to jaki jest plan teraz? Co robimy dalej?
Spójrzmy na fakty. Mamy tu jedną schorowaną dziewczynkę, jedną dziwną chorobę, kilkaset rozpierzchniętych bez ładu i składu informacji, ale również dwa rozwiązania, które wydają całkiem rozsądne – albo odczulanie, albo (co brzmiało jak wyrok śmierci dla mojego wewnętrznego łasucha) dieta eliminująca alergen.
Zaczęłam zasięgać porad lekarzy w kwestii odczulania. Szybko niestety jeden ze specjalistów poddał w wątpliwość skuteczność znalezienia alergenu i samego odczulania u kogoś, kto ma tak wiele różnych mniej lub bardziej naprzykrzających się alergii jak ja. Argumentacja, chociaż niepodzielana przez absolutnie wszystkich lekarz z jakimi miałam styczność, była prosta i trafiająca celnie w mój ośrodek logicznego myślenia – nie masz pewności, co to jest oraz nie masz pewności, czy nie odrodzi się w postaci nasilenia innej alergii.
Dieta eliminacyjna
Zatem NIE jestem bezglutenowcem. W praktyce jednak moja dieta pokrywa się niemal całkowicie z dietą bezglutenową. Podziwiam ludzi, którzy decydują się na to z własnej woli. Wyeliminowanie na własne życzenie z diety mąki pszennej, żytniej, orkiszowej, owsianej, jaglanej, makaronów, chleba, naleśników, racuchów, wafli, panierek, sosów jest dla mnie wyczynem śmiałym i bohaterskim. Szczególnie, że jest to dieta, której restrykcyjność musi być utrzymywana bez żadnych odstępstw.
JA jednak musiałam to zrobić wbrew własnej woli. Na początku było okrutnie ciężko. Zaczęłam od przygotowywania posiłków w klasyczny sposób, ale bez jednego kluczowego składnika. Kanapka bez kromki chleba składa się jedynie z średnio pasujących do siebie w tym duecie sera i pomidora. Kiełbaska na gorąco bez kromki chleba staje się jedynie gorącym tłuszczem wypaćkanym musztardą. Nie było spaghetti, pizzy, pampuchów, racuchów, naleśników, ciasteczek, wafelków. Kotlety bez panierki bez względu na ilość przypraw są gorącym kawałkiem dziwnie smakującego mięsa. Czy te tortury miały jakikolwiek sens? Otóż miały.
Astma wysiłkowa zniknęła z mojego życia niemal natychmiastowo, podobnie jak bóle stawów, nieustające przeziębienia i uczucie ogólnej beznadziejności żywota doczesnego związane z nieustającym zmęczeniem. Dowiedziałam co oznacza bycie zdrowym - pierwszy raz w życiu.
Na całe szczęście nauczyłam się panować nad posiłkami bardziej, niż poprzez wycinanie chleba z kanapek. Stałam się na tyle skuteczna, że moje posiłki są obiektywnie smaczne – pizzy, naleśniki, racuchy, chleby… Zapoznałam się przez te kilkanaście lat z większością wyrobów bezglutenowych dostępnych na rynku. Sama piekę ciasteczka wedle przepisu babci i nie znam osoby, która nie potrafi wyzerować całej puszki mojej bezglutenowej wersji ciasteczek.
Moda na bezglutenowość
W ścisłym centrum, ścisłego centrum Warszawy stoi palma. Niedaleko znajduje się mała przyjemna knajpka z zapiekankami. Kiedy pierwszy raz stałam tam w kolejce po zapiekankę bezglutenową, nie mogłam przestać się cieszyć. Hej, oto jestem tu, JA, w weekend, późnym wieczorem, na mieście, jak za starych dobrych czasów stoję w kolejce po zapiekankę i MOGĘ! Buchnęłam zatem całym moim entuzjazmem w stronę pana sprzedawcy “BEZGLUTENOWĄ dla mnie!”
Niemal usłyszałam dźwięk przewracania oczami chłopca stojącego za mną w kolejce. Poczułam przez chwilę, że bardzo bardzo chcę mu wytłumaczyć, opowiedzieć tę moją smutną historię i że tak bardzo bardzo nie chodzi tu o jakąś modę, tylko o chorobę… Po chwili mi jednak przeszło. To dzięki tej modzie właśnie, ekscentrycznym trendom żywieniowym, mam możliwość kupienia zapiekanki na mieście, czy bezglutenowej mąki w niemal każdym większym sklepie. Dlatego właśnie cena identyfikacji z tą modą wydaje się śmiesznie niska w porównaniu z jej benefitami.
Chora dziewczynka
Spotykam również ludzi współczujących mi tak bardzo, że traktują mnie, jak trędowatą. Nie lubię dlatego przyznawać się do bycia bezglutenowcem, dopóki nie jest to konieczne. “Ojej, nie wiem, co ja bym zrobiła, gdybym musiała tak żyć” lub “Tych pysznych, cudownych, wspaniałych pączków, ciast, ciasteczek też nie możesz jeść?” to zdania usłyszane niejednokrotnie podczas rozpoczętej przez kogoś dyskusji o bezglutenowości.
Tu jest chora bezglutenowa dziewczynka. Dajcie coś bezglutenowego do jedzenia tej chorej dziewczynce... Ona nie może nic jeść, więc dajcie jej dużo.
Rozumiem założenie empatii ukryte w tych słowach, ale niestety te zdania nie są najlepszą do usłyszenia przez osobę bezglutenową opinią. Nie odważyłabym się powiedzieć osobie nie mającej rąk “Ojej… i nie możesz jeść łyżką zupy? Ja nie wiem, co ja bym zrobiła, gdybym nie mogła jeść łyżką zupy…”
Pragnienie normalności
Heh, po pierwsze nie ma czegoś takiego, jak normalność i każdy jest nieco bardziej lub mniej inny od reszty stada człowieków.. A po drugie – moim przypadku, alergia pokazała wystarczająco dobitnie jak wygląda brak zdrowia, aby pozwolić mi je doceniać. Profity bezglutenowości dały mi determinację. Determinacja nie pozwala zasnąć mojej kreatywności. Moja kreatywność wytworzyła poczucie, że wszystko jest możliwe. Dzięki temu jem bardziej rozsądnie i świadomie, a świadomość przekłada się bezpośrednio na zdrowie. Tyle wygrać ;)!
Dlatego właśnie, po kilkunastu latach wprawy mogę śmiało powiedzieć, że lubię być sobie bezglutenowcem i, hej, jakoś tak zupełnie nie chciałabym tego w żaden sposób wcale zmieniać :).
aldona garbarska
Izunia, świetne, kontynuuj!
Gabria
Brawo Mecha! Brawo!!! A pod Twoja kreatywnoscia moge sie smialo podpisac, jako ze naleze do grona tych, co musza sie mocno powstrzymywac by nie wyzerowac calej puszki pelnej tych niebiansko pysznych bezglutenowych babcinych ciasteczek made by Mecha! 🙂
Ratz
Prosimy o więcej ! 🙂